Nie wiem, może to...
...to, że mam już 31 lat i... w sumie się do tego przyzwyczaiłam (urodziny mam w maju, tak że trochę mi to zajęło);
...to, że w ostatnie półtora roku spędziłam w 30% na pracy, w 30% na spaniu, w 20% na siedzeniu w kolejkach do lekarzy i oczywiście w 20% na poszukiwaniu swojego telefonu;
...to, że od maja realizowaliśmy remont z gatunku generalnych łącznie ze zdzieraniem płytek, podłóg i tapet oraz wyburzaniem ściany nośnej;
...jednak Maybelline (czy ktoś jeszcze pamięta tę reklamę?).
W każdym razie... zapomniałam robić fajne rzeczy!
Zorientowałam się w połowie lipca, gdy zakończyłam w pracy projekt tak duży, że nie dałam rady wcisnąć innych projektów pomiędzy, a wcisnęłam jeszcze dwa. Złapałam też w tej połowie lipca wreszcie poczucie stabilności, bo a) w żadnym miejscu mojego domu nie zalegała już góra betonu, a pomieszczenia można było zacząć rozróżniać, bo przestały wyglądać jak nieużywane od stu lat kotłownie z kącikiem na przybory budowlane b) pan doktor oświadczył, że w następne 3-4 miesiące chce mnie zobaczyć tylko 3-4 razy, a to już brzmi jak plan c) wspomniany duży projekt sprawił, że jednak nie musieliśmy przeglądać ofert kredytowych z okazji remontu, a słyszałam, że aktualnie kredyt to dość bolesne hobby.
Co ciekawe, poczucie stabilności pozwoliło mi na zerwanie się do spontaniczności. Do tego, by wrócić do robienia fajnych rzeczy!
Oto, jakie to fajne rzeczy udało mi się zrobić od połowy lipca do teraz:
- pojechałam do Królewskiego Miasta, w którym mieszkałam jakieś 7 lat i pobyłam w nim jako turystka; po zwiedzeniu Wawelu i wypiciu pysznej kawy w modnej kawiarni dozwiedzałam sobie jeszcze trochę lumpeksów z koleżanką, a u innej koleżanki poznałam bezalkoholowe Prosecco, na które poluję aktualnie w lokalnych sklepach (bez powodzenia, niestety);
- w 30 sekund zdecydowałam, że chcę iść na Babią Górę, gdzie swoim zwyczajem lamiłam na szlaku wspólnie z Siostrą, zostałam trzykrotnie oszukana, że to co widzę przed sobą to szczyt, a na samym szczycie spanikowałam na widok mgły wskutek przeczytania tej książki - klik!
- uczestniczyłam w klubie dyskusyjnym języka rosyjskiego organizowanym przez Huberta i jego żonę i mimo, że więcej mówiłam rękami niż ustami było super znów mieć styczność z tym przepięknym językiem, w którym na nasze nieszczęście niektórzy mówią straszne głupoty...;
- zaczęłam robić drzewo genealogiczne (do czego mnie zainspirowała, a także wspomogła nieco Natalia) co przyczyniło się do posiadania wielu zdjęć grobów w moim telefonie;
- bawiłam się dietą przeciwzapalną - tu głównie z inspiracji i wsparcia Patrycji z profilu Zdrowy Sukces - a to generuje nowe odkrycia w kuchennym zaciszu (na przykład dziś - racuchy na słono z guacamole i jajkiem!) i sprawia, że zupełnie nie wiem, ile kosztuje cukier (dotarły do mnie pogłoski, że cukier jest już niemalże na kartki - mam nadzieję, że kartki z mojego przydziału można wymienić na erytrol, jogurt naturalny lub mąkę orkiszową);
- zwiedzałam Przemyśl z przewodnikiem, który zaskoczył ciekawostkami nawet towarzyszącego nam wieloletniego mieszkańca;
- byłam w parku trampolin i okazało się, że w wieku 31 lat można tam robić więcej niż picie kawy, tylko w tym wieku to już trzeba zabrać majtki na zmianę;
- odwiedziłam Naszych Ulubionych Znajomych, gdzie tradycyjnie pływaliśmy kajakami, jedliśmy kiełbachy z grilla, graliśmy w kometkę, chillowaliśmy bez celu przez 3 dni, a jedynym minusem tego wyjazdu było to, że siadłam sobie na okularach przeciwsłonecznych;
- w jakieś 130 sekund zdecydowałam się na wyjazd z Siostrą na Memoriał Huberta Wagnera (coś ta Siostra popycha mnie do podejmowania takich spontanicznych decyzji), a ja dawno nie byłam na meczu siatkówki i nie wiedziałam, że są nowe kibicowskie zabawy!;
- odwiedziłam atrakcję turystyczną pobliskiego miasta, której nazwa i typ mnie nie zachęcały, a okazało się, że Miasteczko Galicyjskie umie przenosić w czasie i stwarzać przyjemnie niezobowiązującą atmosferę!
- wyszperałam na OLX meble na balkon za połowę ceny rynkowej i mam zamiar urządzać z ich wykorzystaniem romantyczne posiadówki z Moim Mężem z Gitarą z widokiem na plastikową krowę naszego sąsiada;
- na vinted z kolei wyszperałam kilka fajnych, dobrych jakościowo i przyjaznych w upały ubrań w kolorach i fasonach, które sprawiają, że zaczynam wierzyć w baśń o szafie kapsułowej;
- wyszłam z uzależnienia od placków z cukinii (z tego przepisu - klik!), ale boję się nawrotu choroby, bo teściowa właśnie dziś podarowała mi cukinię...;
- próbowałam wyhodować awokado - i nadal próbuję, nie wróżąc sobie na ten moment sukcesu.
Myślę, że część z tych aktywności ma potencjał na upamiętnienie notką na blogu. Jakieś życzenia od Państwa - Czytaczy - w tym zakresie? :)
Serdecznie polecam robienie fajnych rzeczy. Okazuje się, że nawet w wieku 31 lat można się dobrze bawić.
Ok, powtórzyłam, że mam 31 lat 3 razy w tym tekście. Chyba jednak jeszcze się do tego nie przyzwyczaiłam...
Happy End
Obserwowałam ostatnio, jak to jest mieć 6 małych kotów. To jak mieć internet na żywo!