So no one told you life was gonna be this way, czyli moje 30. urodziny
Ten post powinien pojawić się 6 maja, albowiem wtedy obchodziłam swoje 30. urodziny. Ale się trochę spóźnił.
Planowałam z okazji 30. urodzin potraktować lekceważąco tę okrągłą cyfrę na końcu. Jednak mimo napchania sobie komór sercowych przekorą i ustawienia się na odpowiedni dystans, jestem zmuszona przyznać, że... obchodzenie tych urodzin jednak mnie obchodzi.
Mogłabym zatem powtórzyć dziś za Rachel (a czasem aktualnie czuję się życiowo przebrana w różową bezę jak ona w scenie, w której wypowiada tę kwestię):
Tonight, all I wanted was to make it through this evening with a little bit of grace and dignity. I guess we can all agree that's not gonna happen.
(Tłumaczenie: Dziś wszystko, czego pragnęłam, to przetrwać ten wieczór z odrobiną wdzięku i godności. Chyba wszyscy możemy się zgodzić, że tak się nie stanie. - nie zapłaciłam za usługę tego tłumacza, była za darmo w internetach jakby co).
W tym roku zamiast faktów o mnie - 30 moich sukcesów! Bo jak się ma 30 lat to przyzwoicie byłoby być success-full (tłumaczenie: pełną sukcesów).
- Zdobyłam 2 licencjaty i magistra z kierunków ekonomicznych, co daje mi wiedzę i legitymację do prowadzenia płomiennych dyskursów na tematy gospodarcze... oczywiście w bezpiecznej odległości w mojej głowie pod prysznicem.
- Na oceanie rynku pracy ostatecznie założyłam własny archipelag, którego zostałam królową i pod takim szefostwem pracuje mi się najlepiej.
- Przekonałam się, że przelewanie komuś pieniędzy za wykonaną pracę jest bardzo fajnym uczuciem!
- Przekonałam się też, że przelewanie pieniędzy na konta ZUS i US (które zaczęłam rozróżniać, głównie bazując na datach wykonywanych przelewów) jest bardzo bolesnym uczuciem...
- Wprawdzie nie zupełnie samodzielnie, ale z dużym moim wkładem stworzyłam kuchnię i wyremontowałam łazienkę i toaletę, odnajdując w tym dużo radości.
- Potrafię profesjonalnie doradzić, jakich płytek NIE robić sobie w łazience, czego się nauczyłam na swoim długoterminowo bolesnym przykładzie (główna zasada jest taka, że płytki się robi w kolorze psa).
- W ogóle potrafię udzielić jeszcze kilku rad okołoremontowych i całkiem śmiało rozmawiam z fachowcami.
- Bardzo ograniczyłam się w dawaniu rad.
- Mam ulubioną śmietanę, markę butów i palnik na kuchence - ponoć to ostatnie jest bardzo dojrzałe.
- Nabyłam we wspólnocie majątkowej drogą... leasingu samochód z salonu, co jeszcze jakiś rok temu wydawało mi się właściwe jedynie prezesom spółek państwowych (w sumie nie wiem, dlaczego).
- Wyszłam udanie za mąż za człowieka, który na pewno mnie zapyta, dlaczego jest dopiero w jedenastym punkcie za samochodem i palnikiem na kuchence.
- Nauczyłam się gotować i piec i mam w menu pożądane przez małe tłumy (tłumiki?) specjalności.
- Pogodziłam się z tym, że chyba nigdy nie nauczę się pływać, jeździć na
łyżwach, ładnie pakować prezentów i zajmować się kwiatami - ale jestem
świadoma, jak wiele rzeczy umiem i jestem w nich naprawdę dobra (na
przykład w robieniu bezy, ale kto raz robił bezę wie, że to mniejszy
wyczyn niż się początkowo wydaje, ale warto utrzymywać w niewiedzy
zachwyconych spożywających).
- Nie uzależniłam się od kawy.
- Nie pofarbowałam jeszcze włosów.
- Gotuję perfekcyjnie jajka na pół-miękko bez czasomierza.
- Wyhodowałam jakieś 3 ogórki i 5 pomidorów - choć te ostatnie wielkością niezamierzenie wyszły koktajlowe.
- Odzwyczaiłam
się od jedzenia całej tabliczki czekolady naraz co najmniej raz w
tygodniu - choć pewną zasługę ma w tym sieć Biedronka, która wycofała
jakiś czas temu czekolady malinowe (#tęsknię) i ma sklepy w tylko co
drugiej miejscowości w tym kraju i na moją akurat nie padło.
- Wyterapeutyzowałam się i uwierzyłam w psychologię, broniąc jej (tak głośno, jak umiem, czyli relatywnie cicho) przed niewiernymi.
- Nabrałam realnego przekonania, że ludzie na ulicy serio się na mnie nie patrzą i ich w ogóle nie interesuję, a nawet jak się patrzą, to mnie to nie interesuje.
- Mam wielu świetnych znajomych, przy których jestem gotowa nawet...
usnąć. To dla mnie naprawdę ważny wskaźnik zaangażowania w relację.
- Zdecydowanie mniej szkodzę planecie niż kilka lat temu.
- Używam regularnie odżywki do włosów i toniku do twarzy (to drugie od niedawna, więc nie wiem, czy ten punkt się źle nie zestarzeje :D)
- Wyrobiłam sobie renomę najlepszego researchera w rodzinie.
- Już wiem, dlaczego moje dłonie nie są specjalnie ładne i nie wyglądają tak ładnie w pierścionkach jak dłonie innych dziewczyn - bo mam relatywnie krótkie palce!
- Zaakceptowałam swoje ciało - i to mimo, że ważę najwięcej w życiu. Choć mam jeszcze malutki żal do genów za te krótkie palce.
- Nauczyłam się opowiadać kilka kiedyś trudnych historii z mojego życia jako anegdoty.
- Nie czuję wyrzutów sumienia, gdy mówię, że coś mi nie smakuje albo idę spać na imprezie, kiedy inni jeszcze się bawią.
- Pomimo słusznego już wieku utrzymałam status osoby, która się dużo uśmiecha i nie narzeka.
- Żyję w zgodzie - bo jestem pogodzona z większością rzeczy z przeszłości i z dużą częścią z teraźniejszości. Przyszłość jednak niestety dużym fragmentem jawi mi się nieznośnie.
Bo niestety, ale rok moich 30. urodzin przyniósł mi trudne do zaakceptowania informacje i to w momencie, gdy nabierałam przekonania, że jestem już we właściwych torach i już nie będę pchać swoich taczek obłędu pod górkę. Być może podzielę się tym wszystkim w tym miejscu (pewnie - jak to mają w zwyczaju wszyscy - dopiero, jak już przekopię tę hałdę gruzu, choć może ta droga relacjonowana na bieżąco byłaby cenniejsza) - na ten moment zostańmy przy tym, że w wieku 30 lat jestem skrzyżowaniem business woman z Bobem Budowniczym i stoję przed moją hałdą gruzu niesamotnie, bo z dłonią Mojego Ulubionego Człowieka w jednej ręce i psem panicznie bojącym się zastrzyków pod pachą.
A teraz z okazji moich 30. urodzin chciałabym życzyć sobie, abym istotnie miała to, co inni myślą tak głęboko gdzieś, jak to deklaruję. Jak nasz piesiu na załączonym obrazku.
Happy End
Oto przykłady z ostatnich max. 2 miesięcy, w jaki pokrętny sposób klienci wysyłali mi poprawki do przesłanych im raportów:
- druk raportu i notatki ołówkiem, potem skan;
- druk raportu, notatki niemożliwym do odczytania pismem, potem skan z co drugą stroną odwróconą do góry nogami.
Czekam na notatki wykonane pismem lustrzanym na wydrukowanym na zielonym papierze raporcie skanowanym na zmianę w przechyleniu 90, 180 i 270 stopni - proszę nie traktować tego jako inspiracji.
23 komentarze
Świetne podsumowanie. Co do pływania to ciągle nie tracę nadziei że się nauczę.
OdpowiedzUsuńJa się uczę za każdym razem od nowa :D
UsuńBardzo ciekawe podsumowanie 30 lat życia. Jesteś tylko rok ode mnie młodsza :). Pozdrawiam serdecznie i życzę wszystkiego co najlepsze z okazji urodzin i dzisiejszego Dnia Bloggera.
OdpowiedzUsuńOpublikowałam post po tak długim czasie zupełnie nieświadomie w Dniu Blogera się okazuje :)
UsuńNajważniejsze, by sobie poradzić z tym z czym się teraz zmagać. Życzę Ci dobrych pomysłów i skutecznych rozwiązań.
OdpowiedzUsuńDziękuję najserdeczniej!
UsuńCiekawe podsumowanie na 30 urodziny :) spieszę z najlepszymi życzeniami zdrowia, szczęścia i miłości. Sama niedawno wskoczyłam na 3 s przodu a tu już 31 się czai za rogiem. Mam nadzieję (i życzę z całego serducha)żeby ta hałda gruzu okazała się dużo mniej problematyczna, niż wydaje się to obecnie <3
OdpowiedzUsuńDziękuję i pozdrawiam ze swojej hałdy gruzu ;)
UsuńWszystkiego najlepszego! Super wpis i bardzo dużo sukcesów osiągnęłaś! Gratuluję :) Ja ostatnio obhodziłam moje 30 urodziny i też chyba zrobię tego typu wpis, ale bardziej w stylu ,,30 faktów o mnie" :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńChętnie zajrzę poczytać :)
UsuńWszystkiego najlepszego!
OdpowiedzUsuńWedług mnie najważniejszymi punktami z listy są udany mąż i terapia.
Pozdrawiam :)
Też tak myślę :)
Usuńświetny pomysł z tą listą sukcesów, a po 30stce naprawdę zaczyna się mieć zupełnie wywalone na to co myślą inni
OdpowiedzUsuńwszystkiego najwspanialszego!!!
Nie wiem, czy to ogólna zależność dla wszystkich, ale dla mnie tak :)
UsuńDziś nie narzekać to naprawdę duży sukces.
OdpowiedzUsuńNajlepsze życzenia i oby marzenia się spełniały :-)
Serdecznie dziękuję!
UsuńWszystkiego najlepszego!
OdpowiedzUsuńZ pływaniem i łyżwami się nie poddaję... walczę od kilku lat, choć wiem, że regularność bardzo by mi pomogła :)
Ja się uczę za każdym razem od nowa ;)
UsuńCiekawe podsumowanie. Tak zupełnie ignorować cudze opinie jest trudno, ale na szczęście często z wiekiem przychodzi ten moment, że one są coraz mniej istotne. :)
OdpowiedzUsuńChciałabym, żeby takie rzeczy przychodziły wcześniej z tym wiekiem ;) Ale lepiej późno niż później :)
UsuńJedenasty punkt mnie rozwalił na łopatki hahah. No to cóż życzę jeszcze więcej sukcesów. Spóźnione ale prawdziwe
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Kolorowo
Oczywiście reakcja była taka, jak się spodziewałam ;)
Usuńpodziwiam gotowanie i pieczenie. Ja nadal tego nie umiem i obstawiam, że już się nie nauczę :D W każdym razie nie łudzę się :D
OdpowiedzUsuńTerapia to życie. Ale każdy musi do tego dojść sam, przekonywanie kogokolwiek raczej nic nie da.
Samoakceptacja to ważna kwestia. Trzymaj kciuki, może i mnie się kiedyś uda.
To samo odnośnie życia w zgodzie z przeszłością. Czasami bardzo ciężko jest zaakceptować to co sie wydarzyło.
Śliczny psiak :)
Hej, echo odpowiada!
Pst! Jak nie masz konta Google to kliknij Nazwa/adres URL i wpisz tylko nazwę.
Tak, wiem, mnie też przestrasza to URL :)