Dzisiejszy post i kilka kolejnych
będą bezpardonowym weselnochwalstwem z mojej strony. Mogę ten niewybredny fakt
przykryć cekinowym całunem pt. „Inspiracje”, ale już trochę się znamy i nie ma
co ukrywać – przyszłam się pochwalić i pochwalić innych, którzy pomogli nam
odjaniepawlić najlepszą imprezę, jaką zrobiliśmy w życiu. Będę po drodze używać
zwrotów wskazujących na chęć doradzenia i polecenia, jednakże większość z nich
można zawrzeć w dwóch zdaniach na wstępie:
„Organizując swoje wesele (czy
jakiekolwiek inne wydarzenie w życiu, łącznie ze śniadaniem w niedzielę dla
gości po weekendowej domówce) warto wydać pieniądze tylko na te rzeczy, których
się potrzebuje albo o których się marzy. A organizując rzeczy z wyprzedzeniem
można wygospodarować sobie czas i inne zasoby na wybranie tych idealnych – i to
zdaniem wybierających, a nie babci, sąsiadki, mamy, teściowej czy ciotki z
Ameryki”.
Co i my uczyniliśmy. Wybraliśmy
na nasze wesele „podwykonawców” (tak to nazwijmy umownie), którzy wypełnili
nasze potrzeby albo spełnili marzenia (które też są potrzebami) i to w
najlepszym wymiarze! Kogo zatrudniliśmy do pomocy przy organizacji naszego
wielkiego dnia? Odpowiedź na to pytanie będzie długa na kolejne kilka postów na
tym blogowym poletku :) Dziś omawiam - lokal weselny, grafika do ślubnych papeterii i dekoracje.
Lokal weselny
Kiedy już bardzo szybko doszłam
do wniosku, że jestem zbyt leniwa na organizację wesela w stodole, tak jak zrobili
to moi rodzice (oraz w obliczu faktu, że ów stodoła została przerobiona na dość
tłoczną chlewnię, gdzie to, co zwykle jest na stole ryłoby pod stołami) oraz
kiedy po utarczkach i przerzucaniu się argumentami zdecydowaliśmy, w czyich
rodzinnych stronach zorganizujemy ślub i wesele, przystąpiliśmy do wyboru
lokalu weselnego. Okazało się, że w naszym „nieślubnym” zakresie dat (z
premedytacją celowaliśmy w zakres wrzesień-listopad za rok) uważany za
najlepszy lokal weselny w gminie jest do dyspozycji nawet w tym samym roku, a
nie za rok.
Ów Uważany za Najlepszy Lokal
Weselny w Gminie wpisywał się w nasze gusta umiarkowanie – oferował jako
pierwszy, wychwalany wybór iście przepastny budynek z fejkowymi kryształkami
zwisającymi z sufitów, podsufitek, krzeseł, żyrandoli i niemalże desek
klozetowych, z kolumienkami, świecidełkami – no glamour pełną udawanie
przepyszną parą. Could it BE more not in my style? A obok – drugi dom weselny
ten samego właściciela, mniejszy, skromniejszy w formie, z mniejszym parkietem
na sali o nieco gorszej akustyce, z całym piętrem zupełnie poprawnych pokoi dla
gości. Był poprawny. I urządzony zupełnie bez stylu. Ani zachwycający, ani
odpychający. Nijaki – rzekłby szczery obserwator. Elastyczny – zawołałby
entuzjastycznie dobry marketingowiec. Ku zaskoczeniu pana właściciela
wybraliśmy „gorszą” opcję numer dwa, widząc w niej potencjał do dostosowania
lokalu do naszych potrzeb organizacyjnych i wizualnych (elastyczny!).
I lokal bardzo dobrze spełnił
potrzeby organizacyjne! Parkiet pomieścił wszystkie pląsy i swawole. Sala ze
stołami pomieściła wszystkich gości. Wykorzystaliśmy mniejsze pomieszczenie
obok sali ze stołami na zorganizowanie miejsca dla dzieci z ich stołem, małymi
gadżetami i przestrzenią do pracy dla pań animatorek (ponoć działy się tam
nieprawdopodobne sceny, dalekie od klimatu spokojnego domowego przedszkola, ale
o tym później). Okazało się, że ostatecznie pokoi na piętrze było dokładnie
tyle, ile potrzebowaliśmy, a oferowane były w bardzo korzystnej cenie (dwucyfrowej,
mniejszej niż 50) i mieliśmy totalną swobodę w organizacji grupowania w
pokojach i klejeniu na drzwiach nazwisk nocujących gości na przekór wszystkim
zasadom RODO (lokal weselny nie miał recepcji, jakoś musieliśmy ich nawigować
do pokoi, sami będąc w godzinie zero w ferworze walki z lokalną społecznością o
stawienie się na czas w zakrystii – może też kiedyś o tym opowiem). Lokal miał
też przygotowane miejsce na autorsko sklecony przez nas barek, kącik kawiarniany
i stół wiejski, a ten ostatni pomógł dostarczyć sam lokal i zaskakująco sięgnął
on wymagań największych rodzinnych kustoszy swojskich wyrobów, z których każdy
zna przepis na najlepszą wiejską kiełbasę stworzoną z autorskiej mieszanki
składników i wędzoną w autorsko określonym czasie i temperaturze.
Dowiedzieliśmy się także,
dlaczego to Uważany za Najlepszy Lokal Weselny w Gminie – bo mają tam pyszne
jedzenie. Choć ja się o tym przekonałam dopiero po weselu, gdyż niezjedzona
część, która nie trafiła na talerze oczywiście, została nam oddana i jedliśmy
ją jeszcze przez trzy miesiące :D No i ta pomykająca jak z motorkami w tyłkach
obsługa – jesteśmy tak wdzięczni, że zatroszczyli się wszystkim tak, że my nie
musieliśmy nawet myśleć o troszczeniu się tym.
Część doradcza
Wybierając lokal weselny warto
przygotować sobie listę pytań do przedstawiciela/właściciela. W internecie jest
takich mnóstwo – jako wysokiej klasy researcher jestem w posiadaniu pełnego
zestawienia tych pytań ze wszystkich stron internetowych w temacie do siódmego
miejsca w wynikach wyszukiwania, chętnie podzielę się z zainteresowanymi. Na
liście pytań znajdują się m.in.: czy jest chłodne miejsce na alkohol?, czy jest
opcja wegetariańska albo dla osób w nietolerancją glutenu?, czy lokal posiada
AGREGAR PRĄDOTWÓRCZY?, czy właściciel POTRAFI URUCHOMIĆ AGREGAT PRĄDOTWÓRCZY? (jestem
pośrednio zaangażowania w branżę ślubną od wczesnych lat i znam różne kwieciste
historie z wesel z agregatem lub jego brakiem w roli niemalże głównej i
uwierzcie – oba te pytania są wysoce zasadne).
Grafik od „ślubnej papierologii”
Ja jestem człowiekiem słownym –
czyli lubię słowa, w szczególny sposób te pisane. I obok wybierania sukni
ślubnej tworzenie ślubnych papeterii było najbardziej wyczekiwanym elementem
przygotowań ślubnych (wyczekiwanym daleko przed tym, zanim w ogóle poznałam
Mojego Męża z Gitarą). Miałam ambitny plan, by ślubne papeterie wykonać własnoręcznie,
ale okazało się, że nie wszystko da się zrobić w Wordzie i w Paincie.
Uświadomiona w zakresie swojej niekompetencji zdecydowałam się sięgnąć po pomoc
z zewnątrz. Przebierałam w ofertach zaproszeń personalizowanych, coraz bardziej
dochodząc do wniosku, że by spełnić moje marzenie idealnej ślubnej papeterii
potrzebuję personalizacji stuprocentowej. Wszystkie moje plany oddałam w ręce
Ewy, rozwijającej właśnie swoją firmę Ardena Design. O efektach jej pracy, podsycanej moimi inkubowanymi przez lata pomysłami,
na pewno napiszę osobny post, który będzie w opór dobry. Zapewniam. Stay tuned.
Część doradcza
W poszukiwaniach wykonawcy
naszych zaproszeń, winietek i innych uważanych przez mężczyzn za niewarte
zachodu i pieniędzy popierdółek polecam skorzystać z portali, służących do
wyszukiwania zleceń i osób/firm realizujących zlecenia. Ze swojej strony mogę
polecić Oferię, Oferteo i Useme. Często na tych portalach można znaleźć
początkujących, ale zdolnych grafików (ale i copywriterów, informatyków,
marketingowców – ja sama tam wyszukuję okazji na pozyskanie funduszy na chleb i
ciastka ;)), którzy oferują korzystne ceny i aż przytłaczają ogromem swojego
zaangażowania.
Dekoracje
Przed ślubem lubiłam oglądać filmiki
z kanału Izabeli Janachowskiej (w sumie oglądam je nadal – pani Izabela jest
jedną z niewielu celebrytek, w których uroczość, słodkość i pozytywną energię
wierzę) i tam się dowiadywałam, jakie dekoracje są turboważne, jakie są modne i
że w ogóle jest coś takiego jak podtalerze. Nadal jednak nie dałam się
przekonać, że wydawanie góry pieniędzy na dekoracje sali weselnej jest takie
istotne, skoro ja sama zapamiętuję z wesel przede wszystkim jedzenie, orkiestrę
i suknię panny młodej (bo jestem obsesyjną fanką sukien ślubnych, to już
ustaliliśmy). Miałam dwa marzenia odnośnie dekoracji sali weselnej – jesienne kwiaty
i świece, dużo świec (bo jestem także obsesyjną fanką świec – listę moich
fanowskich obsesji można uzupełnić ponadto o grube ciepłe skarpety, zdjęcia
księżnej Diany, wytykanie błędów w tym jak ludzie piszą i mówią, pilnowanie, by
wnętrza, w których żyję były możliwie minimalistyczne, chipsy i frytki, a zatem
lista jest długa i różnorodna). Marzenia te zrealizowała Justyna z Just Proud Decorations – polecam po
znajomości ;)
Część doradcza
Mocno rozważałam wykonanie części
dekoracji samodzielnie. Jednakże po historii z samodzielnym projektowaniem
zaproszeń stwierdziłam, że nie podołam. A nawet jeśli samodzielnie zaopatrzę
się w zyliardy świec, to będę musiała także zaopatrzyć się w prawie tyle samo
kloszy, słoików i podstawek na nie, a nie za bardzo widziałam możliwość łatwego
recyklingu czy utylizacji tego całego majdanu. Dlatego też zdecydowałam się na
kogoś, kto te wszystkie pojemniki wykorzystuje wielokrotnie. Niemniej jednak
oficjalnie zazdroszczę wszystkim tym, którzy sami potrafią zająć się
dekoracjami na swoje wesele - ze swojej wysepki manualno-plastycznych
beztalenci zachęcająco macham „You go, girl!”.
Zdjęcia są autorstwa zatrudnionej przez nas fotografki, o której w bliższej lub dalszej przyszłości :)
Happy End
Przeszło mi ostatnio przez myśl przeniesienie bloga na Word Pressa. Ktoś to robił? Ktoś bloguje sobie na Word Pressie i poleca?
Fotografie z tego posta autorstwa Marioli Suder.
Fotografie z tego posta autorstwa Marioli Suder.