Kontynuujemy niehucznie
rozpoczętą serię ślubną. Kiedy już dowiedzieliśmy się, jak wybrać datę ślubu,
możemy przejść do zagadnienia pt. nauki przedmałżeńskie i poradnia rodzinna.
Poradnia rodzinna
Jeśli chodzi o poradnię rodzinną
to znam tylko wersję klasyczną, czyli trzy spotkania właśnie w takiej poradni.
W naszym przypadku skorzystaliśmy ze spotkań w Mieście Powiatowym niedaleko nas
– seria spotkań zaczyna się tam chyba co miesiąc w określonym dniu tygodnia. Po
prostu przyszliśmy, zapisaliśmy się i odbyliśmy takie spotkania.
Spotkania w poradni rodzinnej w
naszym Mieście Powiatowym są darmowe. Choć są darmowe w specyficznym rozumieniu,
bo musieliśmy zapłacić 40 zł za materiały.
Większość czasu w poradni
rodzinnej spędziliśmy nad wykresikami używanymi w metodzie naturalnego
planowania rodziny.
Nie mam nic przeciwko
uwzględnieniu tego punktu w planach przygotowania do życia w małżeństwie według
zasad wiary katolickiej. Wszak to jedyna dopuszczalna przez naukę Kościoła
metoda dająca wpływ na posiadanie lub nieposiadanie potomstwa, zatem zupełnie –
nomen omen – naturalne jest to, że instytucje kościelne dbają o to, by każdy
chrześcijanin wstępujący w związek małżeński ją znał.
Dobrze. Tylko czy naprawdę to
jest temat, który ma zajmować aż tak znaczny czas przygotowań do małżeństwa?
Seks niby nie jest najważniejszy w związku, tymczasem na każdym ze spotkań dotyczącym przygotowania do małżeństwa
pojawiał się temat metody naturalnego planowania rodziny. Staliśmy się już tak
biegli w rysowaniu i interpretacji tych wykresów, że myślę, że Mój Mąż z Gitarą
byłby w stanie wyznaczyć mi dni płodne nawet, jeśli będzie mierzył temperaturę
pod swoją własną pachą. I to kalkulatorem. Częstotliwość spotkań z metodą
naturalnego planowania rodziny była tak duża, że trochę się obawiałam, czy
przed podpisaniem protokołów ślubnych ksiądz nie zrobi nam jeszcze finalnego
teściku z interpretacji wykresików.
Nie rozumiem tego – skoro
poradnia rodzinna ma nas zapoznać z tą metodą (nawet było spotkanie z
pielęgniarką, co uważam za dobry pomysł!), to po co robić z tego jeszcze nie
takie znowu krótkie preludium na naukach przedmałżeńskich? Wszyscy biorący ślub
kościelny uczęszczają na oba te typy spotkań. Po co to w kółko powtarzać?
Prowadząca spotkania w poradni
rodzinnej dodatkowo nie omieszkała poza zapoznaniem nas z metodą planowania
płodności akceptowaną przez Kościół (co zupełnie zrozumiałe), przedstawić ogromu
wad i zagrożeń wynikających z innych, tych nieakceptowanych metod. Pojawiały
się wyniki jakichś badań, wypowiedzi lekarzy i mnóstwo, mnóstwo dowodów
anegdotycznych.
Nie jestem osobą szczególnie
interesującą się badaniami z dziedziny metod antykoncepcji, ale coś tam
czytałam. Mam pewien niepokój, że nie wszystkie przywołane przez panią badania
były rzetelne, bo ze swojej strony spotkałam się wcześniej z innymi
doniesieniami, ale nie jestem na tyle kompetentna żeby jednoznacznie wydawać
ocenę. Jedyne co wiem, że dowód anegdotyczny to żaden dowód, na temat innych
przytoczonych dowodów nie mogę się specjalnie wypowiadać. W każdym razie nad
mówieniem o tabletkach antykoncepcyjnych, prezerwatywach i innych takich unosił
się duch złowieszczości i strachu. I ten przyciszony głos i mina bezradnej,
zatroskanej matki...
Mogę ze swojej strony zaznaczyć
swoje małe przemyślenie. Aby przekonać kogoś do czegoś wystarczy wskazać tego
zalety. Nie trzeba od razu atakować rozwiązań alternatywnych. Tak jak marzy nam
się to, jak powinna wyglądać polityka – by ktoś mówił o tym, co chce dobrego
zrobić, a nie polegał tylko na tym, co „oni” robią źle.
A przecież metoda naturalnego
planowania rodziny ma mnóstwo zalet! Jest... naturalna! Nie wymaga interwencji
farmakologicznej – która za każdym razem może nieść skutki uboczne. Jest tania
– trzeba notatnika, długopisu i termometru. Jest ekologiczna! Ponoć może być
także całkiem skuteczna – tak przynajmniej dowodziła pani z poradni. Jest zatem
ogrom zalet – naprawdę nie trzeba się uciekać do opowiadania, jak to koleżance sąsiadki
jej siostry zaszkodziły tabletki antykoncepcyjne (to jest dowód anegdotyczny,
czyli żaden dowód). Naprawdę nie trzeba wprowadzać tej atmosfery spętania przez
złowrogie siły koncernów farmaceutycznych, które sieją śmiertelne zagrożenie i
spustoszenie w organizmach milionów kobiet z nowoczesnych społeczeństw.
Albo informacja, że warto
wykorzystywać metodę naturalnego planowania rodziny, bo w razie ciąży wiemy
dokładnie, kiedy była owulacja, a więc kiedy poczęcie i jesteśmy mądrzejsi od
lekarza, który ustala datę porodu na podstawie daty ostatniej miesiączki. No i
przecież może się mylić nawet o dwa tygodnie jak się ma nietypową długość
cyklu. Tak, bo lekarze nie weryfikują później wieku ciąży i trzymają się
kurczowo tej wyznaczonej na podstawie daty ostatniej miesiączki, bo tylko tak
trzymają front walki z Kościołem, a przyjaźni z koncernami farmaceutycznymi. I
znów to straszenie tymi „onymi”.
Podsumowując cały pakiet startowy
młodszego lub starszego chrześcijańskiego małżonka – bardzo bym życzyła
przyszłym małżonkom i całej instytucji Kościoła, by ktoś nad zagadnieniem nauk
i poradni przedmałżeńskiej usiadł, wyciągnął przez rękaw sutanny wszystkie
pompatyczne słowa, nadał temu jakiś porządek (zlikwidować powtórzenia!),
zastanowił się, co może się przydać (może zapytał narzeczonych?) i w jakiej
przystępnej formie można niezbędną wiedzę podać oraz... uśmiechnął się. I sam
uwierzył, że ten czas spędzony ponoć pod czujnym okiem Ducha Świętego można
naprawdę fajnie spędzić.
Happy End
Pst. Są jeszcze ponoć jakieś dni
skupienia. Jak usłyszeliśmy, że to dni, w liczbie mnogiej, pewnie znowu darmowe
i w ramach przygotowań do ślubu to zawzięcie ćwiczyliśmy miny, które miały
przekonać proboszcza, że nie potrzebujemy takich dni i nie mamy na to czasu. I że
jak chce to możemy zamiast tego w ramach wolontariatu przez pół roku prowadzić wykresy
metody naturalnego planowania rodziny 10 wybranym kobietom z parafii – byle
tylko w tym nie uczestniczyć... Na szczęście proboszcz chyba sam o tym
zapomniał :D