To życie mija - nie ja, czyli Podsumowanie 2019 roku cz. II
Paliwem na dzisiejszy post jest zaoszczędzona energia z niepisania w 2019 roku – czyli podsumowanie cz. II!
LIPIEC
Lipiec to kolejna buńczuczna
odpowiedź na wyzwanie „Kiedy ostatnio robiłeś coś po raz pierwszy?” i
spróbowanie pływania kajakiem w dodatku na widzianych po raz pierwszy w życiu
Mazurach, a ponadto to drugie spotkanie z Naszymi Ulubionymi Znajomymi. Kajaki
będą mi się kojarzyć m.in. ze zdjęciem w krzakach w jednym klapku, Mazury – z
Bieszczadami bez gór, a Nasi Ulubieni Znajomi – z czasem, w którym mogę
odpocząć i czuć się sobą, a ludzie wkoło i tak mnie lubią. Pozdrawiamy
łabędzicę Grażynkę.
W lipcu jadłam czereśnie, czarne
porzeczki i fasolkę szparagową. A także piłam cytrynówkę na chrzcinach, co
pozwoliło mi przetrwać trwającą w tym samym czasie straszliwą burzę, która pod
moją nieobecność prawie uszkodziła mi komputer. Kupiłam sobie nowe
kapcie/ciapy/pantofle po domu i wyrobiłam pieczątkę mojej firmy.
SIERPIEŃ
Sierpień spędziliśmy na wręczaniu
wejściówek na najlepszą imprezę, jaką kiedykolwiek planowaliśmy zorganizować.
Byliśmy w Przemyślu, Rzeszowie, Mielcu, Połańcu, Jaworznie, Katowicach, Nowym
Sączu, Królewskim Mieście. Nasze wejściówki dotarły do Szczecina, Warszawy, a
nawet za ocean. I może to było dość męczące zajęcie, ale ja czerpałam z niego
mnóstwo radości.
Zupełnie w przeciwieństwie do
sesji narzeczeńskiej, którą mieliśmy w ramach całej obsługi fotograficznej
naszego dużego wydarzenia. Nie wiem, czy to specjalnie wybrana na tę okazję
sukienka, w której czułam się grubo, przesadne oczekiwania z czasów oczekiwania
na tę sesję, konieczność bycia romantycznym w oku aparatu czy to, że mam pyzatą
twarz (od 28 lat) i nie podoba mi się ona na zdjęciach – w każdym razie coś
sprawiło, że nie za bardzo mi się to podobywało. Zwłaszcza, że ja najwięcej
uczucia miałam w swoich oczach, gdy swoim trzecim okiem widziałam, że
fotografka odkłada sprzęt.
Mój Chłopak z Gitarą zaczął pracę
w nowym miejscu. Z perspektywy czasu obserwuję, że nowa praca wyciska z niego
mniej energii, a daje mu całkiem sporo satysfakcji, przede wszystkim chyba z
kontaktów z fajnymi ludźmi. Nawet ja się załapałam na nowe znajomości!
WRZESIEŃ
We wrześniu zobaczyłam – jak to
powiedziała sama pani z salonu – jaką to suknię ślubną sobie zaprojektowałam.
Rozesłałam jej zdjęcia do kilku innych kobiet w poszukiwaniu opinii, a
właściwie potwierdzenia, że jest w porządku. I potem się zamartwiałam. O tym,
jak postępować z suknią ślubną oraz innymi przedmiotami i wydarzeniami
ślubnymi, zanim się ich użyje lub zanim nastąpią, na pewno napiszę. Raczej nie
warto ich konsultować z całym konsylium matek, ciotek, sióstr i bratowych.
W ramach ostatniej panieńskiej
eskapady ja i Moja Ulubiona Koleżanka od Podróży wybrałyśmy się do Lwowa.
Przeciskałyśmy się między ludźmi, próbowałyśmy zdecydować, w jakim języku
porozumiewać się z lokalsami, a ja jadłam barszcz ukraiński z miną, jakby
smakował mi jak szarlotka (nie smakował).
Kupiłam spódnicę z tiulu na
poprawiny, którą zapoznałam z całym konsylium. I znów się zamartwiałam.
Odebraliśmy obrączki. Nie są okrągłe,
a trochę kwadratowe, ścięte – no, ładne. Nie mamy pulpecików zamiast palców –
nawet ja, bo ja i bez obrączek mam pulpeciki. W którymś z miesięcy w 2019 roku
zorientowałam się bowiem, że ja mam zwyczajnie nieproporcjonalnie krótkie palce
u rąk! Już przestałam się zamartwiać moimi palcami – teraz już znam powód, dla
którego nieładnie moim dłoniom w pierścionkach, co uwolniło mnie od chęci poszerzania
mojej skromnej kolekcji tego elementu biżuterii.
PAŹDZIERNIK
Ułożyłam książki według kolorów na regale. Mój Chłopak z
Gitarą nie przyjął tego z aprobatą i polecił zrobić tak, jak było. Nie zrobiłam
tego do dziś. Nie ze złośliwości – z lenistwa.
Zagłosowałam w wyborach – po raz
pierwszy w moim nowym miejscu zamieszkania. I to z błogosławieństwem od
księdza, który widział nas, jak robimy sobie selfie przez lokalem wyborczym. I
który znał słowo „selfie”!
Wodziliśmy barany! I to nie w
ramach wyzwania „Kiedy ostatnio robiłeś coś po raz pierwszy?”, ale przez
przypadek. Barany chciały kontynuować z nami spacer.
W pokoju Siostry pojawiła się
nowa wysoka półka złożona z kartonów z alkoholem. Czekały na nie najbardziej
pomysłowe zawieszki na alkohol, jakie widziałam #skromność. Najęłam tanią siłę
roboczą w postaci siostrzeńca Mojego Chłopaka z Gitarą do etykietowania butelek,
który był znudzony już po trzech naklejkach, ale za bardzo się wstydził mi to
powiedzieć i dobrnął ze mną do 96. Kupiłam 9 par rajstop. Zaliczyłam próbą
fryzurę i próbny makijaż. Pomna temu, jak łatwo się zamartwiam, nie chciałam
ich nikomu pokazać, ale trudno się chodzi bez głowy. Okazało się, że mam za
mocno zrobione brwi. Zamartwiałam się.
Byłam na weselu naszych znajomych
jako delegacja naszej przyszłej małej rodziny i obserwowałam, jak fajnie będzie
za miesiąc.
LISTOPAD
Kupiliśmy 9 butelek szampana.
Odebrałam moją idealną suknię ślubną, którą wcześniej trzeba było trochę
zmniejszyć (to przez tę aktywność!). Przygotowałam, powiązałam, wyczyściłam,
rozchodziłam, przymierzyłam, dociągnęłam, potwierdziłam i... zamartwiałam się,
a apogeum zamartwiania nastąpiło w przeddzień.
Wzięłam ślub. Bez najmniejszego
zamartwiania tego dnia. I o tym na pewno napiszę dużo więcej, gdyż już raz
wzięłam ślub, więc – idąc za tokiem rozumowania wielu blogerek i celebrytek –
mogę już na ten temat napisać książkę. A tak serio – to był piękny jesienny
dzień, który był istotnie najlepszą imprezą, jaką zorganizowaliśmy, której
początkowym, a i kulminacyjnym momentem było to, jak Mój Chłopak z Gitarą stał
się Moim Mężem z Gitarą.
Zużyłam tylko 2 z 9 par rajstop
na tę okazję.
Tydzień wcześniej miałam wieczór
panieński, który zorganizowała Siostra. I był wymarzony – mimo, że nie
dzieliłam się za bardzo moimi marzeniami na ten temat. Ktoś musiał mi się
włamać do głowy – może wtedy, jak próbowałam ją zdjąć by nie pokazać próbnych makijażu
ani fryzury by się nie zamartwiać.
A tydzień później mieliśmy sesję
małżeńską, która była całkiem fajna! Mamy zdjęcie z Tatrami, krową i ogniskiem.
Myślę, że więcej szczegółów zostawię na podsumowanie jesieni (które no przecież
napiszę, tak?).
Kupiłam pierwszy mebel do naszego
wspólnego już domu, a którym jest idealna szafka do łazienki z pojemnikami na
pranie. To było otwarciem nabywania idealnie wynalezionego wyposażenia do domu,
które jest piękne i funkcjonalne. Spędzam na tych poszukiwaniach sporo czasu, w
którym powinnam na te wyposażenie zarabiać. Ale spoko, nadrabiam nocami i w
weekendy.
GRUDZIEŃ
Mój Mąż z Gitarą i śrubokrętem
rozpoczął skręcanie mebli do kuchni. A na początek skręciliśmy nowe łóżko,
które idealnie wpasowało się do pokoju. Ja myślę, że to przypadek, a Mój Mąż z
Gitarą utrzymuje, że właśnie tak to sobie wymyślił.
Pobyt w IKEA obudził we mnie
uspaną miłość do świeczek. Muszę trzymać teraz portfel na wodzy.
Drugi pobyt w IKEA obudził we
mnie z kolei coroczną okołobożonarodzeniową grypę żołądkową. Każda rodzina ma
jakąś tradycję – my mamy taką, już od trzech lat.
Odbyliśmy ostatnie w tym roku
spotkanie z Naszymi Ulubionymi Znajomymi, uczestnicząc w ich ślubie (na którzy
przejeżdżaliśmy w okolicach Radomia, więc i Sosnowiec, i Radom w tym roku
zaliczone!). W ramach wyzwania „Kiedy ostatnio robiłeś coś po raz pierwszy?”
pierwszy raz uczestniczyłam w ślubie cywilnym! A potem było przyjęcie w chyba
najpiękniejszej restauracji, jaką widziałam, w której nawet pies pasował do
wystroju. I jeszcze kilka dni z nimi, podczas których bez skrępowania
zasypiałam na łóżku w pomieszczeniu, gdzie inni rozmawiali, jedli i gotowali.
Lubię ich!
W ramach prezentu ślubnego dla
Naszych Ulubionych Znajomych pobawiłam się w małe DIY i dowiedziałam się, że
tego nie cierpię. Został mi po tej aktywności Armagedon w pokoju, sporo ścinków
taśmy dwustronnej oraz zszargane nerwy.
Przez zakończeniem 2019 roku
zostały skręcone wszystkie meble do kuchni, ułożone płytki i uruchomiona
lodówka. W sylwestra stanął stół i krzesła, przy których wypiliśmy z Drugimi
Rodzicami (a dla Mojego Męża z Gitarą - z Pierwszymi) po drineczku z colą,
schłodzoną w nowej lodówce. Po wielkich przeżyciach, z dumą, radością i
nieprzykręconymi blatami powitaliśmy nowy rok!
Happy End
90% czasu w nowej kuchni spędzam na przecieraniu rzeczy. Wynikiem moich szeroko zakrojonych badań nad przecieraniem rzeczy jest konkluzja, że ścierki z IKEA (takie w paski) wyglądają na brudne po pierwszym kontakcie z czystą (!) wodą. Nie polecam jako specjalistka od przecierania rzeczy.
24 komentarze
Górskie widoki, owieczki, kajak i to ostatnie zdjęcie... jaki tam piękny klimat <3 PIękny....
OdpowiedzUsuńGórskie widoki i owieczki mam na co dzień :) Jakbym była cały czas na wakacjach! :O
UsuńKochana oby ten rok był dla Ciebie równie dobry, a nawet jeszcze lepszy. 😊
OdpowiedzUsuńDziękuję pięknie!
UsuńFajnie piszesz, bardzo ciekawy miałaś miniony rok. Szkoda, że tak mało o ślubie i żadnego zdjęcia. Pozdrawiam i pomyślności życzę!
OdpowiedzUsuńBędzie więcej o ślubie! Może nawet będą zdjęcia - na razie mam jakieś 5 zrobionych przez moich znajomych ;)
Usuńale intensywne pół roku! Szczęścia małżeńskiego!
OdpowiedzUsuńokularnicawkapciach.wordpress.com
Dziękuję pięknie!
UsuńMój syn w sierpniu został mężem swojej zony, tez było cudnie, a teraz album oglądamy:-)
OdpowiedzUsuńSkoro mąż z gitarą sam meble skręcał i inne sprawy ogarnął to super sprawa!
a tak w ogóle - gratulacje!!!
My jeszcze czekamy na album :) Dziękujemy!
UsuńŻyczę Ci jak najwięcej cudownych chwil w 2020 roku :)
OdpowiedzUsuńDziękuję!
UsuńPiękne podsumowanie. Oby rok 2020 przyniósł jeszcze więcej cudownych chwil :)
OdpowiedzUsuńOby!
UsuńPiękne jest to zdjęcie z owieczkami :D Życzę wszystkiego co najlepsze w 2020 roku!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! wy-stardoll.blogspot.com
Owieczki to super sąsiadki :)
Usuńcudowne zestawienie. szczęśliwego nowego Roku!
OdpowiedzUsuńDziękuję i nawzajem!
UsuńOj działo się:) Że też ty to wszystko pamiętasz... Ja nie wiem co się tydzień temu działo, a co dopiero przed rokiem ;)
OdpowiedzUsuńMam notatki w postaci zdjęć ;)
UsuńSzczęścia w Nowym Roku. :*
OdpowiedzUsuńDziękuję pięknie!
UsuńNo proszę i nawet się w Jaworznie było, może minęłyśmy się na ulicy ? :) Fajny intensywny rok widze był :)
OdpowiedzUsuńWątpię, że się minęłyśmy, bo jaworzyńskim powietrzem pooddychałam tylko w drodze między samochodem a blokiem ;)
UsuńHej, echo odpowiada!
Pst! Jak nie masz konta Google to kliknij Nazwa/adres URL i wpisz tylko nazwę.
Tak, wiem, mnie też przestrasza to URL :)