Na płotach, drzewach, budynkach, "na powietrznych swych huśtawkach, na parkietach i na mostach" wiszą i jeszcze chwilę powiszą te smutne twarze smutnych pań i panów w garsonkach i garniturach. Pani Mama mówi, że głupio mają, bo strasznie mokną. Wszyscy tak ciasno obwiązani krawatami i z tak naciągniętą gumą w gaciach, że aż nietrudno się dziwić, że te wszystkie wielkie słowa o ojczyźnie, powołaniu, honorze i godności wylewają im się nawet z uszu. Wybory.
Mam kilka pomysłów, jak usprawnić wybory. Nie jest to specjalnie autorski pomysł, bo myślę, że sporo osób stwierdzi "No ja też tak bym zrobił(a)!". Zgłaszajcie się w komentarzach, łatwiej będzie nam dzięki temu założyć partię, a ów pomysł może okazać się bardziej nośny niż JOWy i może zaniesie nas nawet do Sejmu, a mnie na tron prezydenta.
Zacznijmy od wybierających. Mnie strasznie mierzi, że głos kogoś bardzo nierozgarniętego jest wart tyle samo, co kogoś bardzo mądrego. Nie szłabym tutaj w ważenie głosów pod względem wykształcenia, bo wiadomo, że dzierżyciel dyplomu wyższej uczelni ma często mniejsze pojęcie o życiu niż absolwent zawodówki z Pcimiu. Nikt też jeszcze nie wymyślił niepodważalnie dobrego testu na inteligencję. Dlatego zacznijmy od planu minimum, czyli... testu wejściowego.
To nie musi absolutnie być nic trudnego. Coś na poziomie drugiej klasy podstawówki - proste równanie arytmetyczne, mnożenie do 100, "znajdź rzeczownik w zdaniu" (moim mokrym snem jest "wstaw poprawnie przecinki", ale no już bez przesadyzmu). Czasem ma wrażenie, że robotę robiłoby nawet "połącz kropki"...
Byłam kiedyś w komisji wyborczej, napatrzyłam się na różne kwiatki. Na kartę, na której ktoś tak chciał wyrazić gorące poparcie na kandydata, na którego głosował, że zamiast dwóch przecinających się kresek zrobił dwadzieścia. Innym razem ktoś na wyborach parlamentarnych jeszcze w tej słynnej książeczce skrupulatnie wybierał po jednym kandydacie z każdej listy wyborczej. I to wszystko mimo, że w telewizji, radiu, na plakatach wyborczych, na ulotkach, w sklepie i w urzędzie trąbiono miesiąc wcześniej, że to ma być jeden (!) krzyżyk (!). I że temu komuś, jak wyszedł z domu, choćby miał 100 metrów do lokalu wyborczego, przypomniano po drodze na bilbordach, przy komisji i na koniec, na wszelki wypadek, jeszcze w tej kabince do głosowania, że to ma być jeden (!) krzyżyk (!).
Tak, myślę, że "połącz kropki" na początek może wystarczyć.
A odnośnie wybieranych - także teścik! Trochę trudniejszy. Bo jak ja chcę dostać pracę to też mnie testują i pytają o moją wiedzę, o to co umiem, o znajomość podstawowych informacji na temat branży i firmy*, w jakiej chcę pracować. To niech przyszli politycy też się wykażą wiedzą - nawet na poziomie niższym niż matura z wosu. Ilu jest posłów, ile senatorów, jak się nazywa aktualnie premier, jakiej większości potrzeba, żeby przegłosować jakąś ustawę, kto może proponować ustawy, na jakiej ulicy jest siedziba Sejmu, a na jakiej Senatu (a! tricky!). Proste, żeby jakiś totalny ignorant się czasem nie przesmyknął, bo ładnie wygląda na plakatach.
Moim marzenie byłaby też jakaś część testu, gdzie wyborcy mogliby poznać swojego kandydata. Jakie ma plany na swoją działalność w parlamencie, jakie propozycje planuje wnieść, jakie popierać, a jakich nie. Może jakiś krótki esej? Sprawdziłabym sobie te przecinki.
A w wyborach do europarlamentu dodatkowo mini-egzamin z angielskiego lub innego języka, w którym ów waćpan lub waćpanna/waćpani mogłaby pokonwersować w tak zwanych kuluarach.
I jeszcze mały dodatek! Proponowałabym jeszcze do wyborów dołączać dodatkową kartkę z pytaniami referendalnymi. Gadają, że referendum się nie robi, bo to drogie, blablabla. A wybory i tak się odbywają co dwa lub trzy, najdalej cztery lata. Dodatkowa kartka może nieco wydłuży prace komisji, ale to nadal korzystniejsze rozwiązanie niż uruchamianie całej machiny robienia referendum od początku. Proponowałabym szczególnie pytania, odnośnie których wielu osobom się wydaje, że wiedzą, co myśli większość Polaków. "Czy chcesz niższych podatków czy większego wsparcia społecznego?", "Czy chcesz większego rozdziału Kościoła od państwa?", "Czy jesteś za wprowadzeniem związków partnerskich?", "Czy jesteś za niedzielami wolnymi od handlu?", "Czy chcesz większej integracji z Unią Europejską?". No serio jestem ciekawa wyników odpowiedzi na te pytania i myślę, że niektórzy mogliby się tęgo zdziwić.
Zwłaszcza to pierwsze mnie ciekawi - czy większe podatki i większe wydatki państwa, czy mniejsze podatki i mniejsze wydatki państwa. Bo po pierwsze - może unaoczniłoby to jakieś części społeczeństwa, która nigdy się nad tym może nie zastanawiała, że nie da się zjeść ciastka i mieć ciastka. Myślę, że sporo osób byłoby zaskoczonych, że wsparcie społeczne w stylu programu 500+ bierze się z podatków (choć jakaś część osób żyje w przeświadczeniu, że ich podatki nie dotyczą - błahahaha!). No bo są na świecie przykłady krajów, gdzie wsparcie publiczne społeczeństwa jest istotnie znaczne - ale i podatki są odpowiednio wysokie i dla nikogo to nie jest dziwne, że spora część ich wynagrodzenia i wydatków trafia do budżetu, jeśli widzi wynik tego w publicznych inwestycjach. Ale są i takie kraje, gdzie proporcje są inne. No ale to trzeba się określić. Przynajmniej tak mi podpowiada logika, pięć lat studiowania ekonomii i drugie pięć lat doświadczenia w pracy z liczbami.
Jak zostanę ministrem edukacji to obowiązkowo wprowadzę... wprowadzenie do makroekonomii do programów szkolnych. I mam jeszcze sporo innych pomysłów! Śmiało, proszę dołączać do partii Ja bez Imienia pn. Partia bez Nazwy!
Happy End
W ostatnim tygodniu zrobiłam coś po raz pierwszy w życiu! Po raz pierwszy w życiu... rozładowałam akumulator w samochodzie! Dodam jeszcze, że nie moim. Nawet nie Mojego Chłopaka z Gitarą. Brawa dla mnie!
*Firma to nazwa. Chodzi o przedsiębiorstwo. Ale tam mi bardziej pasowało do zdania ;)
Mam kilka pomysłów, jak usprawnić wybory. Nie jest to specjalnie autorski pomysł, bo myślę, że sporo osób stwierdzi "No ja też tak bym zrobił(a)!". Zgłaszajcie się w komentarzach, łatwiej będzie nam dzięki temu założyć partię, a ów pomysł może okazać się bardziej nośny niż JOWy i może zaniesie nas nawet do Sejmu, a mnie na tron prezydenta.
Zacznijmy od wybierających. Mnie strasznie mierzi, że głos kogoś bardzo nierozgarniętego jest wart tyle samo, co kogoś bardzo mądrego. Nie szłabym tutaj w ważenie głosów pod względem wykształcenia, bo wiadomo, że dzierżyciel dyplomu wyższej uczelni ma często mniejsze pojęcie o życiu niż absolwent zawodówki z Pcimiu. Nikt też jeszcze nie wymyślił niepodważalnie dobrego testu na inteligencję. Dlatego zacznijmy od planu minimum, czyli... testu wejściowego.
To nie musi absolutnie być nic trudnego. Coś na poziomie drugiej klasy podstawówki - proste równanie arytmetyczne, mnożenie do 100, "znajdź rzeczownik w zdaniu" (moim mokrym snem jest "wstaw poprawnie przecinki", ale no już bez przesadyzmu). Czasem ma wrażenie, że robotę robiłoby nawet "połącz kropki"...
Byłam kiedyś w komisji wyborczej, napatrzyłam się na różne kwiatki. Na kartę, na której ktoś tak chciał wyrazić gorące poparcie na kandydata, na którego głosował, że zamiast dwóch przecinających się kresek zrobił dwadzieścia. Innym razem ktoś na wyborach parlamentarnych jeszcze w tej słynnej książeczce skrupulatnie wybierał po jednym kandydacie z każdej listy wyborczej. I to wszystko mimo, że w telewizji, radiu, na plakatach wyborczych, na ulotkach, w sklepie i w urzędzie trąbiono miesiąc wcześniej, że to ma być jeden (!) krzyżyk (!). I że temu komuś, jak wyszedł z domu, choćby miał 100 metrów do lokalu wyborczego, przypomniano po drodze na bilbordach, przy komisji i na koniec, na wszelki wypadek, jeszcze w tej kabince do głosowania, że to ma być jeden (!) krzyżyk (!).
Tak, myślę, że "połącz kropki" na początek może wystarczyć.
A odnośnie wybieranych - także teścik! Trochę trudniejszy. Bo jak ja chcę dostać pracę to też mnie testują i pytają o moją wiedzę, o to co umiem, o znajomość podstawowych informacji na temat branży i firmy*, w jakiej chcę pracować. To niech przyszli politycy też się wykażą wiedzą - nawet na poziomie niższym niż matura z wosu. Ilu jest posłów, ile senatorów, jak się nazywa aktualnie premier, jakiej większości potrzeba, żeby przegłosować jakąś ustawę, kto może proponować ustawy, na jakiej ulicy jest siedziba Sejmu, a na jakiej Senatu (a! tricky!). Proste, żeby jakiś totalny ignorant się czasem nie przesmyknął, bo ładnie wygląda na plakatach.
Moim marzenie byłaby też jakaś część testu, gdzie wyborcy mogliby poznać swojego kandydata. Jakie ma plany na swoją działalność w parlamencie, jakie propozycje planuje wnieść, jakie popierać, a jakich nie. Może jakiś krótki esej? Sprawdziłabym sobie te przecinki.
A w wyborach do europarlamentu dodatkowo mini-egzamin z angielskiego lub innego języka, w którym ów waćpan lub waćpanna/waćpani mogłaby pokonwersować w tak zwanych kuluarach.
I jeszcze mały dodatek! Proponowałabym jeszcze do wyborów dołączać dodatkową kartkę z pytaniami referendalnymi. Gadają, że referendum się nie robi, bo to drogie, blablabla. A wybory i tak się odbywają co dwa lub trzy, najdalej cztery lata. Dodatkowa kartka może nieco wydłuży prace komisji, ale to nadal korzystniejsze rozwiązanie niż uruchamianie całej machiny robienia referendum od początku. Proponowałabym szczególnie pytania, odnośnie których wielu osobom się wydaje, że wiedzą, co myśli większość Polaków. "Czy chcesz niższych podatków czy większego wsparcia społecznego?", "Czy chcesz większego rozdziału Kościoła od państwa?", "Czy jesteś za wprowadzeniem związków partnerskich?", "Czy jesteś za niedzielami wolnymi od handlu?", "Czy chcesz większej integracji z Unią Europejską?". No serio jestem ciekawa wyników odpowiedzi na te pytania i myślę, że niektórzy mogliby się tęgo zdziwić.
Zwłaszcza to pierwsze mnie ciekawi - czy większe podatki i większe wydatki państwa, czy mniejsze podatki i mniejsze wydatki państwa. Bo po pierwsze - może unaoczniłoby to jakieś części społeczeństwa, która nigdy się nad tym może nie zastanawiała, że nie da się zjeść ciastka i mieć ciastka. Myślę, że sporo osób byłoby zaskoczonych, że wsparcie społeczne w stylu programu 500+ bierze się z podatków (choć jakaś część osób żyje w przeświadczeniu, że ich podatki nie dotyczą - błahahaha!). No bo są na świecie przykłady krajów, gdzie wsparcie publiczne społeczeństwa jest istotnie znaczne - ale i podatki są odpowiednio wysokie i dla nikogo to nie jest dziwne, że spora część ich wynagrodzenia i wydatków trafia do budżetu, jeśli widzi wynik tego w publicznych inwestycjach. Ale są i takie kraje, gdzie proporcje są inne. No ale to trzeba się określić. Przynajmniej tak mi podpowiada logika, pięć lat studiowania ekonomii i drugie pięć lat doświadczenia w pracy z liczbami.
Jak zostanę ministrem edukacji to obowiązkowo wprowadzę... wprowadzenie do makroekonomii do programów szkolnych. I mam jeszcze sporo innych pomysłów! Śmiało, proszę dołączać do partii Ja bez Imienia pn. Partia bez Nazwy!
Happy End
W ostatnim tygodniu zrobiłam coś po raz pierwszy w życiu! Po raz pierwszy w życiu... rozładowałam akumulator w samochodzie! Dodam jeszcze, że nie moim. Nawet nie Mojego Chłopaka z Gitarą. Brawa dla mnie!
*Firma to nazwa. Chodzi o przedsiębiorstwo. Ale tam mi bardziej pasowało do zdania ;)