Spodobało mi się ostatnio pisaństwo o moich eskapadach tu i tam! A że mam trochę czasu - bo nadal przelewam z pełnego w puste, czyli z konta oszczędnościowego na normalne z racji tego, że nie znalazłam jeszcze nowego sponsora chleba i ciastek (dla mniej zorientowanych - szukam pracy) - to podzielę się jedną z moich bardziej udanych wypraw. Wyprawa z gatunku tych bardziej skomplikowanych logistycznie, zorganizowana pod hasłem - "Trzy miasta w trzech krajach w pięć dni? Potrzymaj mi piwo!".
Korzystając z wyjątkowo długiej majówki tego roku (tak wiem, kiedy to było...) wybrałam się z koleżanką M. (która o dziwo nie wysłała mnie do specjalistów, słysząc ten pomysł) na eurotrip! Do... Wilna, Rygi i Tallina :) Myślę, że w ogóle to fajna, choć wymagająca wyprawa, więc pomyślałam, że póki jeszcze ciepełko może komuś się przydać mój przepis na to, jak się zmęczyć w 5 dni w innej strefie czasowej (tak tak!).
Wszystkie przejazdy między miastami - poza przemieszczeniem się do Warszawy, czym zajął się poczciwy Polski Bus, a czego nie polecam krakusom (ponad 5 godzin, co po kilkunastu godzinach powrotu aż z Tallina sprawiło, że miałam wrażenie, że już nigdy nie dojedziemy na miejsce...) - zrobiłyśmy przy wykorzystaniu przewoźnika Lux Express.
Ooo, powiem Państwu - tu jest jakby luksusowo! Duże autokary z dużą ilością miejsca na nogi i mój jaskrawożółty plecak (który dostałam za darmo - ale nie od Lux Express! :D). No i drobny szmer-bajer: poza jednym przejazdem - a zaraz zobaczycie Państwo, że wykonałyśmy ich prawie milion - autokary miały na wyposażeniu tablety, dla każdego osobny, sprawne i proste w obsłudze (i domyślam się, że trudne do zepsucia). Na tabletach wgrane filmy i playlisty z muzyką. Dla kogoś, kto jak ja i M. spędził w tych autokarach pierdylion godzin - świetna sprawa, a wręcz wybawienie :)
Nasza wyprawa pod względem logistycznym rysowała się następująco:
Let's call it a wstęp :) Może o atrakcjach, cudach i dziwach poszczególnych miast opowiem w kolejnym poście :) Ok, omówmy się - liczba pojedyncza w poprzednim zdaniu nie jest akuratna ;)
Do zo!
Linki do moich opowieści o: Wilnie, Rydze i Tallinie :)
Happy End
Osoba, od której kupiłam rower jeździła nim pół roku, nie mając żadnych problemów. Ja mam co chwilę. W sumie nie ma się czemu dziwić. Dziś chciałam napompować koło i... już wiem, co się dzieje, jak się odkręci cały wentyl -.-
Korzystając z wyjątkowo długiej majówki tego roku (tak wiem, kiedy to było...) wybrałam się z koleżanką M. (która o dziwo nie wysłała mnie do specjalistów, słysząc ten pomysł) na eurotrip! Do... Wilna, Rygi i Tallina :) Myślę, że w ogóle to fajna, choć wymagająca wyprawa, więc pomyślałam, że póki jeszcze ciepełko może komuś się przydać mój przepis na to, jak się zmęczyć w 5 dni w innej strefie czasowej (tak tak!).
Wszystkie przejazdy między miastami - poza przemieszczeniem się do Warszawy, czym zajął się poczciwy Polski Bus, a czego nie polecam krakusom (ponad 5 godzin, co po kilkunastu godzinach powrotu aż z Tallina sprawiło, że miałam wrażenie, że już nigdy nie dojedziemy na miejsce...) - zrobiłyśmy przy wykorzystaniu przewoźnika Lux Express.
Ooo, powiem Państwu - tu jest jakby luksusowo! Duże autokary z dużą ilością miejsca na nogi i mój jaskrawożółty plecak (który dostałam za darmo - ale nie od Lux Express! :D). No i drobny szmer-bajer: poza jednym przejazdem - a zaraz zobaczycie Państwo, że wykonałyśmy ich prawie milion - autokary miały na wyposażeniu tablety, dla każdego osobny, sprawne i proste w obsłudze (i domyślam się, że trudne do zepsucia). Na tabletach wgrane filmy i playlisty z muzyką. Dla kogoś, kto jak ja i M. spędził w tych autokarach pierdylion godzin - świetna sprawa, a wręcz wybawienie :)
Nasza wyprawa pod względem logistycznym rysowała się następująco:
- kurs Kraków - Warszawa; start: 28. kwietnia 14:10, przyjazd: planowo 19:05, ale był sporo spóźniony i ja już miałam palpitacje serca, że nie zdążymy :D
- przejazd metrem w Warszawie z Metro Wilanowska do centrum (dodatkowa atrakcja!)
- kolacja w Nord Fishu w Złotych Tarasach (mają tam dobrą lemoniadę - bierzcie i pijcie!)
- kurs Warszawa - Wilno; start: 28. kwietnia 23:05, przyjazd: 29. kwietnia 8:45 (czasu wileńskiego!), cena: 57 zł
- nocleg w Wilnie, cena: kilkanaście euro na łepka
- kurs Wilno - Ryga; start: 30. kwietnia 14:15, przyjazd: 30. kwietnia 18:15, cena: 29,5 zł
- nocleg w Rydze, cena: 10 euro na łepka
- kurs Ryga - Wilno; start: 1. maja 17:00, przyjazd: 1. maja 21:25, cena: 36,5 zł
- nocleg w Tallinie, cena: 12,5 euro na łepka
- kurs Tallin - Wilno; start: 2. maja 22:30, przyjazd: 3. maja 6:55, cena: 44 zł
- kurs Wilno - Warszawa; start: 3. maja 10:35; przyjazd: 3. maja 17:50, cena: 50 zł
- turboszybki przejazd w Warszawie z centrum do Metro Wilanowska (chyba) by zdążyć na wcześniejszy autobus do Krakowa (już teraz nie pamiętam, o której godzinie)
- kurs Warszawa - Kraków - to trwało najdłużej..... Przynajmniej u mnie w głowie :D
Let's call it a wstęp :) Może o atrakcjach, cudach i dziwach poszczególnych miast opowiem w kolejnym poście :) Ok, omówmy się - liczba pojedyncza w poprzednim zdaniu nie jest akuratna ;)
Do zo!
Linki do moich opowieści o: Wilnie, Rydze i Tallinie :)
Happy End
Osoba, od której kupiłam rower jeździła nim pół roku, nie mając żadnych problemów. Ja mam co chwilę. W sumie nie ma się czemu dziwić. Dziś chciałam napompować koło i... już wiem, co się dzieje, jak się odkręci cały wentyl -.-