Seems you're the only one who knows / What it's like to be me
Moja Willa. Mimo czyhających po kątach smutków, tarzających się jak kłębki kurzu spod łóżka, to piękne i ciepłe miejsce (nie tylko dlatego, że kaloryfera w Mojej Komnacie nie dało się zakręcić skutecznie - do dziś!).
Gdzie na westchnięcie z pokoju "Och, życie..." znane głosy wtórują z innego "No, ciężkie..."
Gdzie mieszka po szafkach więcej blenderów niż ludzi.
Gdzie Czarnulka nieśmiało przychodzi o 22 do Mojej Komnaty, która jest jednocześnie główną suszarnią, bo zostawiła na suszarce swoje gacie od piżamy.
Gdzie w łazience na kaloryferze z braku miejsca gdzie indziej przycupła różowa szczotka do włosów jak mały jeżyk.
Gdzie w holu na dole stoi wielki, brzydki fotel, a obok niego mały stoliczek jakby chwilę temu wstała z ów fotela jakaś starsza pani i poszła podcinać róże.
Gdzie tylko Czarnulka zna sekretny kod naszej domowej Enigmy - kombinację przyciskania guzików na kuchence, gdy zablokuje nam się piekarnik.
Gdzie Ruda co Tańczy jak Szalona zawstydza mnie niezmiennie, jedząc same zdrowe posiłki z jej wspaniałego parowaru, a ja mam nadzieję, że w swojej komnacie podjada czekoladę, bo to nie jest normalne.
Gdzie zawsze znajdzie się miejsce na przetestowanie piwa z Żabki, którego jeszcze nie piłyśmy.
Gdzie w naszych trzech naprawdę pięknie urządzonych komnatach wspaniale sprawdza się styl PRL-Ikea.
Gdzie zyskał nowe życie mój nieodłączny towarzysz pierwszych dwóch lat studiów w starej kamienicy w centrum - żółty szlafrok jak mój płaszcz bitewny na wojnie ze smutkami i chłodem.
Gdzie raz w tygodniu ktoś robi zupę dyniową.
Gdzie zabronione jest wspólne pranie i suszenie czarnych skarpetek, bo czarne skarpetki bardzo słabo rozpoznają swoją właścicielkę (a właściwie właścicielki słabo rozpoznają je ;)).
Gdzie dwie moje zacne współlokatorki - Czarnulka i Ruda, co Tańczy jak Szalona, codziennie empirycznie i naocznie się przekonują, jak to jest być mną...
Od zarania mojego przebywania w Królewskim Mieście osoby, z którymi mieszkałam, zwykle zupełnie przypadkiem, tworzyły taką śmieszną, paczworkową rodzinę :)
Happy End
Gdy Czarnulka naprawia zakleszczony całkiem zupełnie bez przyczyny piekarnik, Ja bez Imienia przez trzy kolejne dni je frytki w myśl... myśli, że "Mój syn był umarły, a ożył. Zaginął - a odnalazł się" :)
18 komentarze
Całkiem miła ta wasza willa i przypomniałaś mi, że mam na balkonie dynię, z której zamierzam zupę wykonać ;-)
OdpowiedzUsuńTeż uważam, ze takie całkiem zdrowe jedzenie nie jest normalne... oczywiście zazdroszczę, że ja nie potrafię :-(
Ja też, ale jestem bardziej ludzka z czekoladą między zębami ;)
UsuńPrzypomniały mi się studenckie czasy, bywało fajnie, czasem nieco mniej... A co do czarnych skarpetek to w pełni rozumiem problem :)
OdpowiedzUsuńPiękne czasy :) Ja sobie przedłużyłam :)
UsuńChyba wszyscy mają ten problem z czarnymi skarpetami.
OdpowiedzUsuńSkarpetki to chyba zawsze najbardziej problematyczny element ubioru!
UsuńWidzę takie nieco jesienne sytuacje. Zupa dyniowa jest zacna. :) A skarpetki to pralka zjada. Przynajmniej u mnie. ;)
OdpowiedzUsuńJuż jest w porządku z tym co w notce opisałem.
Pozdrawiam!
Pralka zjada skarpetki, wiadomo!
UsuńHa! Należę do osób, które zupy dyniowej nie lubią. Może w końcu powinnam polubić? Nie, raczej nie. Czarne skarpetki. Miałam swego czasu taki sam problem jak Ty. Podobnie było w sumie z białymi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Jak można nie lubić zupy dyniowej?? Ja jestem mistrzem, zapraszam!
UsuńTak, dzięki za wizytę u mnie.:)
OdpowiedzUsuńBardzo sympatycznie piszesz o codzienności. Nawet ten rozum czarnych skarpetek do mnie przemawia, u mnie w domu chyba mieszka jakiś ich porywacz dla odmiany :)
Codzienność jest raczej sympatyczna :)
UsuńZupę dyniową jadłam w ostatni poniedziałek - pyszna była;)
OdpowiedzUsuńNiby codzienność, ale z pod Twojego pióra, wydobywają się ciekawe, nieco tajemnicze i przypudrowane humorem - opowiastki;)
Jakże mimo mi czytać takie rzeczy,bo... O to mi chodzi właśnie :)
UsuńWidać, że dobrze Wam się żyje razem :) Zupa dyniowa - mhmmm pycha :))
OdpowiedzUsuńDobrze się nam żyje, jeszcze się nie pozabijałyśmy :)
UsuńUwielbiam Twój styl pisania i to, jak opisujesz swoje otoczenie. Napisz no kiedyś jakąś książkę, co~? Albo chociaż opowiadanie ;)
OdpowiedzUsuńJa mieszkam tylko z kuzynką, ale my nie nadajemy sobie śmiesznych przezwisk :/ Mimo że jesteśmy rodziną, to nie jesteśmy tak bardzo zżyte, jak Twoja patchworkowa rodzinka ;)
Nie wiem, czy dojrzałam do dłuższej formy, ale... chciałabym kiedyś coś popełnić ;)
UsuńHej, echo odpowiada!
Pst! Jak nie masz konta Google to kliknij Nazwa/adres URL i wpisz tylko nazwę.
Tak, wiem, mnie też przestrasza to URL :)