Jak już kiedyś wspomniałam, cechuję się raczej wysokim progiem wzruszalności. Smutnego pieska, zerwany przez wichurę dach, a nawet wielkie, zaokrąglane do tysięcy ofiary wojen czy katastrof scrolluję dalej.
Zatem pierwsze 10 minut Wiadomości/Faktów/Panoramy/Wydarzeń oglądam bez emocji.
W trzech czwartych się poruszam, choć też od niedawna. Zaraz po wzmiance o jakieś katastrofie w dalekim kraju, a przed heheszkami o nowym rekordzie Guinnessa.
Poruszam się przy reportażach ze smutnej codzienności. I też nie przy wszystkich. Przy tych "straciłam dom", "mam długi", "nie mam pracy", "ZUS mnie oszukał", "choruję na ciężką chorobę" to nie.
Poruszam się, jak ktoś zrobił krzywdę dziecku. Jakąkolwiek. Nawet najmniejszą. Nawet taką, o której nie mówi się w telewizji.
Dzieci nic nie wiedzą. Nawet te najbardziej bystre. Dowiadują się od innych. Czasem może nawet nie wiedzą, że ktoś im robi krzywdę. Przeczuwają, bo mają gdzieś jakiś ogólnoludzki wbudowany kod, pikający po cichu, że coś jest nie tak, ale skąd mają mieć pewność. To jak ze mną i męskimi brodami. Papa ma brodę - więc się nie golił. Długo zatem nie miałam pojęcia, że mężczyźni golą się codziennie, bo u mnie w domu tak nie było. Dowiedziałam się o tym z reklam.
A jak już się dowiedzą, że ktoś zrobił im krzywdę - co mają zrobić? Przecież niewiadomo, gdzie mają pójść. I co zrobić z tą krzywdą. Przecież trzeba kochać ojca swego i matkę swoją by długo żyć i mieć powodzenie na ziemi.
Nie ma zapewne perfekcyjnym mam i tat. Każda taka para przegięła z czymś w jedną czy w drugą stronę, wychowując dziecko na zbyt nieśmiałe, zbyt samolubne, zbyt niepewne siebie, zbyt buńczuczne, zbyt skryte, zbyt głośne. I to czasem zupełnie niechcąco.
A czasem pewne krzywdy zostają na długo.
I co to za niesprawiedliwość! Nie dość, że wiele dni dzieciństwa było zbyt pochmurnych, to jeszcze ich cienie się kładą potem. I kolejne dni - już dorosłości - nie są w pełni słoneczne.
Mam bzika ostatnio na punkcie czasu. Odkąd mam ćwierć wieku na liczniku, mam wrażenie, że jestem już okropnie stara (xD) i mam tak mało czasu! Że lato jest tak krótkie w tej szerokości geograficznej, a ja w tym roku wyjątkowo z niego nie korzystam.
A takie pochmurne dziecko, które jest już dorosłe, musi najpierw spojrzeć w swoje prywatne niebo, zorientować się, że coś się na nim zalęgło, w potem często iść na długie odchmurzanie.
To zabiera czas. Na punkcie którego mam bzika. I to takie niesprawiedliwe. Inni w tym czasie nie muszą się odchmurzać. Opalają się pod słońcami szczęśliwych chwil.
Dorośli niech się zabiją w wojnach. I niech bawią się w gry w parlamentach. I niech rzucają w siebie nożami i słowami. Im już nic nie będzie.
Dzieci niech zostawią w spokoju. Może mniej pochmurne będą i mniej chętnie bawić się w wojny i inne smutne rzeczy jak dorosną.
Happy End
Pod etykietą z Facebooka, tą po prawej, jest już link do nowego profilu! Te dwie osoby, które polubiły go do tej pory - zapraszam do przeprowadzki :D I zapraszam innych do przysiadania się - jeśli ktoś ma ochotę :)